Najwyższa wartość? A moze gdzieś na końcu systemu? Pomaga iść przez życie, czy wręcz przeszkadza? Towarzyszy nam na co dzień, czy jedynie od święta?
Taka refleksdja naszła mnie po dyskusjach w wątkach dotyczących kwestii religii, wartośći chrzescijańskich, etycznych. Ciekawa jestem, czy w ogóle zadajecie sobie takie pytanie?
To bardzo osobista sprawa, więć zrozumiem, jeśli ktoś nie będzie chciał odpowiedzieć, ale nie takie tematy tu poruszalismy:), wiec jeśli chcecie sie podzielić swoimi przemyśleniami, zapraszam!
...proszę Cię bardzo - przepraszam za OSĘ, ale przecież to Twój nick, a osy brzęczą...
nie uczestniczysz w życiu Kościoła Katolickiego, to skąd masz tyle nieprawdziwych wiadomości i napisanych , właśnie " z jadem"...
i nie odbijaj tym samym, co Ty napisałaś...
Ja już chyba od ponad ośmiu lat nie chodzę do kościoła (chyba, ze na śluby, pogrzeby itp.). Doktrynalnie chyba bliżej mi do protestantów, chociaż na dłuższą metę nie potrafiłam z nimi wytrzymać. Szczerze mówiąc strasznie się w tym wszystkim pogubiłam. Nie uznaję niektórych dogmatów KK i przez to raczej nie uważam siebie za katoliczkę. Nie mniej jednak mój chłopak jest katolikiem, cała rodzina jet również tego wyznania, więc ja pewnie dla świętego spokoju i żeby we własnej rodzinie nie robić sobie jeszcze więcej wrogów niż mam, zgodzę się na ślub konkordatowy, chrzciny i komunię dziecka itp. Może ktoś uzna to za dwulicowość, ale ja nie mam zamiaru zrywać kontaktu z babcią, którą bardzo kocham, doprowadzać do kłótni z chłopakiem i jego rodzicami z powodów, które nie mają dla mnie specjalnego znaczenia. Niektórym ludziom nie przetłumaczy się już niektórych rzeczy. Ale co w tym wszystkim najdziwniejsze, nadal bardzo interesuję Kościołem, staram się obiektywnie patrzeć na tą instytucję, chociaż wiadomo czasami emocje biorą górę. W Kościele tak jak wszędzie, znajdą się osoby, które nie powinny tam być. A szkoda, bo mam wrażenie, że KK leci na ilość a nie na jakość.
Tak sobie pomyślałam, ze może przydałby się nam ekspert ksiądz;) co wy na to???
osa napisał 2010-11-28 10:23:10Myślę, że ludzie którzy podjeli się posługi ze względów czysto bytowych i materialnych doprowadzili do obecnej sytuacji, że w kościele można spotkac tylko ludzi zbliżających się do śmierci. Kościół stracił bardzo wielu wierncych jako instytucja poprzez różnego typu wybryki, haniebne czyny itp. Sama wiara człowieka jest w nim, ja osobiście nie chodzę do kościoła i nie praktykuję wiary w ten sposób. Mam ją natomiast w sercu. Uważam, że Kościół powinien iść z postępem czasu i swoim postępowaniem zachęcić dzieci, młodzież i rodziny do aktywnego uczestnictwa w pogłębianiu wiary. Msze niedzielne warto by zamienic z nudnych monologów na np. interesujący film o rodzinie i krótki morał ze strony księdza. Dla dzieci warto utworzyć dom zabaw z kocikiem smakołyków np. taki kościelny małpi gaj z kulkami. Młodzież mogłaby uczęszczać na różne kółka zainteresowań w budynku gdzie jest katecheza. Kosciół w dzisiejszych czasach musi otworzyć się na zmiany i ludzi, nie być twierdzą własnych przekonań i czynów nic nie widocznych dla zwykłego katolika. A organizacja tylko mszy w różnych okolicznościach powiązana z dawaniem kasy za wszytko jest poprostu czystym darmozjadctwem.


Melisa napisał 2010-11-28 23:56:44Tak sobie pomyślałam, ze może przydałby się nam ekspert ksiądz;) co wy na to???
Biedny by był

To może nie..
Melisa napisał 2010-11-29 00:02:26Melisa napisał 2010-11-28 23:56:44Tak sobie pomyślałam, ze może przydałby się nam ekspert ksiądz;) co wy na to???
Biedny by był

To może nie..
Czemu biedny? Niech przeejmie rolę Bartta i Ducinaltum!:) oni to są dopiero biedni w niektórych wątkach!:")
Melisa napisał 2010-11-28 23:59:35osa napisał 2010-11-28 10:23:10Myślę, że ludzie którzy podjeli się posługi ze względów czysto bytowych i materialnych doprowadzili do obecnej sytuacji, że w kościele można spotkac tylko ludzi zbliżających się do śmierci. Kościół stracił bardzo wielu wierncych jako instytucja poprzez różnego typu wybryki, haniebne czyny itp. Sama wiara człowieka jest w nim, ja osobiście nie chodzę do kościoła i nie praktykuję wiary w ten sposób. Mam ją natomiast w sercu. Uważam, że Kościół powinien iść z postępem czasu i swoim postępowaniem zachęcić dzieci, młodzież i rodziny do aktywnego uczestnictwa w pogłębianiu wiary. Msze niedzielne warto by zamienic z nudnych monologów na np. interesujący film o rodzinie i krótki morał ze strony księdza. Dla dzieci warto utworzyć dom zabaw z kocikiem smakołyków np. taki kościelny małpi gaj z kulkami. Młodzież mogłaby uczęszczać na różne kółka zainteresowań w budynku gdzie jest katecheza. Kosciół w dzisiejszych czasach musi otworzyć się na zmiany i ludzi, nie być twierdzą własnych przekonań i czynów nic nie widocznych dla zwykłego katolika. A organizacja tylko mszy w różnych okolicznościach powiązana z dawaniem kasy za wszytko jest poprostu czystym darmozjadctwem.


I ja się odniosę do wypowiedzi Osy, skoro wzbudza tyle kontrowersji. powiem tak: małpi gaj i smakołyki to na pewno przesada, ale np. w naszym kościele stał do niedawna taki domek dla maluchów. Najmłodsze dzieci siedziały w tym domku, zamiast biegac po kościele. I nikt nie uważał tego za niestosowne!
Tak - msze, szczególnie te dla dzieci - powinny być bardziej urozmaicone, na tyle, by nawet maluchy sie w kosciele nie nudziły. Bo co maja zrobić rodzice 2 latka, który nie chce wysiedzieć na mszy - nie chodzić do koscioła? (Tak jest w moim rzypadku, zresztą był o tym wątek).
Bartt napisał 2010-11-26 21:18:58Więc nie skupiajmy się na nich, bo nie za nich będziemy rozliczani
Myślę, że można jeszcze spróbować poszukać - może w innych parafiach?
(ja do swojej chodzę średnio raz na rok

)
Ew. poszukaj w Internecie. Zależy jaka tematyka Cię interesuje. Bo jest sporo księży (i świeckich), którzy się specjalizują w konkretnych sprawach. Np. w kwestiach damsko-męskich - poczynając od zakochania, przez narzeczeństwo, ślub, seksualność i płciowość, rodzicielstwo świetni są ks. Pawlukiewicz i pan Jacek Pulikowski. Z kolei jeśli chodzi o przeżywanie mszy świętej - rewelacyjny jest o. Kwiecień. O problemach, takich jak homoseksualizm, aborcja, antykoncepcja - pisze dużo Terlikowski. O seksie, głównie małżeńskim - o. Knotz. Itd, itp... ich wykłady/konferencje/artykuły można znaleźć w Internecie. To zawsze jakiś początek będzie
Bartt, dzięki za wskazówki:) Poszukam, poczytam. Potrzebuję kontaktu z ludźmi wierzącymi.
A mam takie pytanie: co miało/ma wpływ na Waszą wiarę? Co sprawia, ze jest silna lub wręcz przeciwnie - słaba?
Mama Julki napisał 2010-11-29 08:28:31Bartt napisał 2010-11-26 21:18:58Więc nie skupiajmy się na nich, bo nie za nich będziemy rozliczani
Myślę, że można jeszcze spróbować poszukać - może w innych parafiach?
(ja do swojej chodzę średnio raz na rok

)
Ew. poszukaj w Internecie. Zależy jaka tematyka Cię interesuje. Bo jest sporo księży (i świeckich), którzy się specjalizują w konkretnych sprawach. Np. w kwestiach damsko-męskich - poczynając od zakochania, przez narzeczeństwo, ślub, seksualność i płciowość, rodzicielstwo świetni są ks. Pawlukiewicz i pan Jacek Pulikowski. Z kolei jeśli chodzi o przeżywanie mszy świętej - rewelacyjny jest o. Kwiecień. O problemach, takich jak homoseksualizm, aborcja, antykoncepcja - pisze dużo Terlikowski. O seksie, głównie małżeńskim - o. Knotz. Itd, itp... ich wykłady/konferencje/artykuły można znaleźć w Internecie. To zawsze jakiś początek będzie
Bartt, dzięki za wskazówki:) Poszukam, poczytam. Potrzebuję kontaktu z ludźmi wierzącymi.
A mam takie pytanie: co miało/ma wpływ na Waszą wiarę? Co sprawia, ze jest silna lub wręcz przeciwnie - słaba?
Trudne doświadczenia, przykre wydarzenia.
Jednych doprowadzają do zwątpienia - mnie do wiary.
Na studiach zaczęłam szukać - i znalazłam.
ducinaltum napisał 2010-11-29 08:42:04
A mam takie pytanie: co miało/ma wpływ na Waszą wiarę? Co sprawia, ze jest silna lub wręcz przeciwnie - słaba?
Trudne doświadczenia, przykre wydarzenia.
Jednych doprowadzają do zwątpienia - mnie do wiary.
Na studiach zaczęłam szukać - i znalazłam.
No własnie. To ciekawe, ze jedni w obliczu trudnosci wątpią, a inni wręcz przeciwnie - ich wiara staje sie mocna jak skała... Ja niestety należę do tej pierwszej grupy...
Dla mnie wiara i religia to centrum, wokół którego obraca się moja codzienność... To najważniejsze odniesienie, do którego zawsze mogę się odwołać... Tam szukam odpowiedzi na każdą wręcz minutę mojego życia... Bez fanatyzmu... Z wielką miłością i zaufaniem... Czy zawsze się udaje...? Nie... Bo jestem zwykłym człowiekiem.... Ze swoimi słabościami... Upadkami... Niekiedy buntem... Ale zawsze - powtórzę: ZAWSZE i ZE WSZYSTKIM przychodzę do mojego Boga... Bo wiem, że On na mnie własnie taką jak jestem: słabą... nieidealną.... ułomną... CZEKA... Pojęłam to dawno temu... I przestałam się silić na ideał, bo nie oto w tym chodzi... Bóg kocha każdego takim, jakim jest... Z wątpliwościami... Mrokiem w duszy... Ale wciąż CZEKA... Dlatego gdy Go zasmucę nie boję się zblizyć i jak dziecko przeprosić... Bo Jego Miłosierdzie jest dla nas nie pojęte i pewnie dlatego tak często uważamy, że nie ma po co wracać.... A to jest najbardziej błędne myślenie...
A co umacnia moją wiarę? Jest taki piękny cytat: "MOC W SŁABOŚCI SIĘ DOSKONALI".... I tak było i jest ze mną... No i proszę... Ten rok zwłaszcza mam trudny [teraz też - wypadek Ślubnego], i choć zawsze pojawia się takie mgnienie załamania, szybko mija bo szepczę, może nawet czasem wbrew temu co w danej chwili ciśnie się do głowy: JEZU UFAM TOBIE... I te trzy słowa pokonują to, co mogłoby "pociągnąć mnie w dół..."
Jagienko - jesteś wreszcie!:) jeszcze twojej odpowiedzi nam tu brakowało!:) Pięknie napisałaś... Musisz czuć niesamowity spokój w duszy, tak ufajac Bogu...
Mam nadzieję, ze Twoja wiara pozwoli Ci poradzić sobie ze wszystkimi problemami!

To, że jest ten pokój - to fakt... Ale nie zawsze jest tak, że tylko jasność i prostota myśli... O co to, to nie... Człowiek nawet najmocniej wierzący nie ma wszystkiego podanego na talerzu... Może z boku tak to wygląda... Ale powołam się na kolejny piękny cytat: UCZYNIWSZY NA WIEKI WYBÓR, W KAŻDEJ CHWILI WYBIERAĆ MUSZĘ... I tak to wygląda... Jak już pisałam: jestem najzwyklejszym człowiekiem... Z krwi i kości śmiertelną istotą poddawaną takim samym bodźcom i atakom jak wszyscy... Wiele lat kosztowało mnie wypracowanie sobie takiej a nie innej postawy... I wiem, że taka jestem akceptowana przez mojego Ojca w Niebie... Ileż to razy "kłóciłam się" z Nim swoją modlitwą...? Robiłam obrażone miny... Nawet zdarzyło się boczyć... Ale wiem, że On cierpliwie przeczekuje te moje bunty i dobrze wie, że wrócę za każdym razem... Bo ma też świadomość jak mocno On sam zakorzenił się w tej mojej ułomnej duszy... I tak to sobie właśnie wspólnie współpracujemy... Bo ja tak rozumiem wiarę: WSPÓŁPRACA STWORZENIA ZE STWÓRCĄ... A, że czasem mnie "trzepnie" po ramieniu...? Widocznie tego potrzebuję... Pewnie to zabrzmi śmiesznie, ale moja miłość do Boga jest bardzo prosta... I taka mocno dziecięca... Ale może dlatego tak świetnie się z Nim dogaduję...? I nie pretenduję w swojej słabości ludzkiej do tego by sięgać doskonałości równej Jemu samemu... Choć nie ukrywam, że mając w duszy słowa "świętymi bądźcie" staram się kuć tę swoją świętość ale pełną szczerbek i usterek... Bo, znów się powtórzę: jestem TYLKO człowiekiem... I nie zadręczam się myślami, że czegoś nie umiem... Że może On widziałby mnie inną... To byłby wyraz pychy... Bo On dobrze wie, na co może w moim przypadku liczyć... Dlatego nie rozczarowujemy się wzjemnie... Po prostu łączy nas MIŁOŚĆ... :)
Im bliżej jesteśmy Boga - tym trudniej ufać, bo ta relacja staje się ważna, z czasem najważniejsza, a trudności w życiu nie brakuje. I już nie jest tak łatwo po prostu od Boga odejść, zwłaszcza jeśli doświadczyło się Jego obecności i działania.
Im większa zażyłość z Nim - tym więcej pokus. W końcu jest o co walczyć.
Jagienko, jak czytam Twoje wpisy - przypomina mi się Mała Droga św. Tereski - droga dziecka. Pozdrawiam

Ducinaltum! Nie zaskakuj mnie takimi porównaniami... To bardzo zobowiązuje... :)
A tak serio... Zgadzam się z Tobą, że im więcej Boga we mnie tym więcej tych zakusów... No cóż... Przecież Szatan nie będzie walczył o coś co już ma... Ale im więcej zakusów tym potężniejszy pancerz Boży... Przecież Bóg nie zostawia swoich dzieci... Prosta to filozofia, ale dla mnie bardzo ważna... A może czasem człowiek szuka Bóg wie jakich rozwiązań i recept a one są właśnie takie prościutkie...? Nie darmo sam Jezus mówił: "musicie się stać jak dzieci..." A ja Mu wierzę...
Serdeczności!
dziewczyny, tak fajnie sie czyta Wasze wpisy... ciepło na sercu mi sie robi i sama pragnę takiej łącznosci z Bogiem... Dobre checi to juz coś, prawda?;)
Oczywiście, że od chęci zacząć się musi... Bóg na siłę się do Ciebie nie wedrze... On będzie stał z boku i czekał, aż sama Go do siebie zaprosisz... Aż staniesz przed Nim i powiesz najprościej:
"zobacz... jestem taka słaba.. taka pokaleczona... wciąż upadam... zaniedbuję Cię... Ale Ty gdybyś tylko chciał - pomożesz mi... Lecz wiem, że czekasz na moją zgodę, być mógł zacząć we mnie działać... Więc proszę - bierz mnie taką dziurawą... grzeszną... I jeśli taka biedna podobam Ci się - to masz mnie..."
Może to brzmi śmiesznie, ale mnie więcej tak wyglądał mój poczatek wielkiej Przyjaźni... No i zaczęła się Boża orka we mnie... Nie było łatwo... Bo Pan nic na siłę nie zrobi... Ale z niewysłowioną cierpliwością pracował nade mną... I nie myśl, że tak sobie to bajecznie płyneło... Nic z tego... Czasem pokusa odejścia bywała silna... I zrywałam tę wspópracę... Ale ten zaczęty już siew nie szedł na marne.. Pomalutku kiełkował we mnie... Czasem przysychał nie podlewany... Ale wciąż tam był... Minęło wiele lat... Dziś w mojej duszy rośnie drzewo... A Pan nadal o nie dba i pielęgnuje...
Uśmiecham dziś na wspomnienie tego Bożego Wysiłku nad moją często jednak rogatą duszą... I wciąż pozwala mi niekiedy na "bryknięcie"... Bo jestem ukochanym dzieckiem mojego Boga... Jak każdy człowiek... :)
wamat napisał 2010-11-24 22:26:30 Kto choć raz przeczytał całe Pismo Święte?
Pismo Święte należy nie tylko czytać ale wnikliwie studiować. Mam nawet w domu program, jak przeczytać całe Pismo w ciągu roku. Niezależnie ile razy czytam, zawsze znajduję jakieś perełki, których się nie spodziewałem, odkrywam coś nowego dla mnie.
ducinaltum napisał 2010-11-24 23:16:34 Czytam nie tylko Pismo w Przekładzie Nowego Świata, ale i inne np. Biblię Tysiąclecia; zacytuję dla ciebie pewien fragment:
„Natomiast na tych wszystkich, którzy polegają na uczynkach Prawa, ciąży przekleństwo. Napisane jest bowiem: Przeklęty każdy, kto nie wypełnia wytrwale wszystkiego, co nakazuje wykonać Księga Prawa*. A że w Prawie nikt nie osiąga usprawiedliwienia przed Bogiem, wynika stąd, że sprawiedliwy z wiary żyć będzie**. Prawo nie opiera się na wierze, lecz [mówi]: Kto wypełnia przepisy, dzięki nim żyć będzie***. Z tego przekleństwa Prawa Chrystus nas wykupił — stawszy się za nas przekleństwem, bo napisane jest: Przeklęty każdy, którego powieszono na drzewie**** — aby błogosławieństwo Abrahama stało się w Chrystusie Jezusie udziałem pogan i abyśmy przez wiarę otrzymali obiecanego Ducha” (Galatów 3:10-14 BT wyd. II).
Kursywą oznaczono cytaty z Pism Hebrajskich [Starego Testamentu]
* Powtórzonego Prawa 27:26
** Habakuka 2:4
*** Kapłańska 18:5
**** Powtórzonego Prawa 21:23
Nawet te cytaty w Biblii Tysiąclecia ze Starego Testamentu nie pokrywają się całkowicie z miejscami skąd ich zaczerpnięto. Jest wiele, wiele innych miejsc gdzie sytuacja wygląda tak podobnie. Gdyby wszystko było w porządku nie opublikowano by, aż pięciu wydań Biblii Tysiąclecia. Jednak przyznaję, że Biblia Tysiąclecia jest niezłym wydaniem opublikowanym przez Kościół Katolicki w Polsce.
Z Przekładem Nowego Świata sytuacja wygląda zupełnie inaczej. Jeśli w Pismach Greckich [Nowym Testamencie] są zaczerpnięte cytaty z Pism Hebrajskich [Starego Testamentu] to brzmią tak samo, bez żadnych zmian.
A mnie właśnie studiowanie Pisma Swiętego niejako odsunęły od wiary, im więcej czytałam i myślałam o tym, tym więcej sprzeczności pojawiało się w mojej głowie. W końcu stwierdziłam, że lepiej nie czytać i nie myśleć o tym, co by do reszty nie stracić tych okruchów wiary.
Moim problemem jest również, hmm jakby to nazwać ładnie, swego rodzaju fanatyzm. Angażując się coraz bardziej w życie religijne zauważyłam, że zaniedbuję szereg innych spraw z życia codziennego, a za nic w świecie nie mogłam tego zaangażowania w wiarę z całą resztą pogodzić. Było wszystko albo nic. Z resztą z wieloma rzeczami tak mam, niestety.