red_rose (2012-09-06 21:35:54)
Rozpoczynam nowy cykl.. z nastawieniem ( jak co miesiąc) że tym razem nie bede się przejmować, bo co ma być to będzie.. i tak jak któraś z Was pisała - Dzidzia sama wybierze najodpowiedniejszy dla niej moment.. też zastanawiam się czy ja wogóle dojrzałam do tego żeby być mamą.. skoro przy każdym niepowodzeniu becze.. i ginekologa wyje na każdej wizycie.. teraz po tych dwóch negatywnych wynikach rozsypałam się strasznie.. niestety ja nie mogę czekać do dnia przewidywanej miesiączki i robić normalny test.. muszę jak najszybciej stwierdzić ciaże i brać na progesteron - mam przykrótkawą fazę lutealną ok 10-11 dni, plamienia przed okresem no i sam progesteron też nie zaduży w 21 dniu cyklu wynosił 10.
wiem jak to cudownie jest patrzeć z mężem o poranku na te wyczekiwane 2 kreseczki.. robienie bety to co innego.. lecę z samego rana do szpitala.. szybko szybko żeby za dużo się nie spóźnić do pracy.. a w laboratorium jak na złość kolejka.. same ciężarne robią glukoze :).. no wiec tupię z nogi na nogę.. w końcu nadchodzi moja kolejka.. pobierają mi krew.. wynik za godzinę, proszę panią żeby podała mi wynik przez telefon.. wracam do pracy i czekam... staram się robic coś co mnie wciągnie.. obiecuje sobie że zadzwonie o godz.9.. w pracy pojawia się problem - denerwuje się że się pojawił ale jednocześnie wiem że zanim go rowiąze będzie już po 9.. wyrobiłam się przed czasem.. ale nie dzwonie- boje się że jak zadzwonie wcześniej to może będzie beta negatywna...kurczę.. ostatnio betę robiłam chyba za wcześnie.. jest jeszcze szansa że po dwóch dniach urośnie.. co zrobię jeśli będzie pozytywna?? czy usiedzę w pracy do końca dnia?? czy zwolnie się i polecę do gina.. a jeśli bedzie negatywna?? no nic znów znajde jakieś zajmujące zajęcie zeby dotrwać do konca dnia.. czy bede płakać -- nie przecież wiedziałam ze marne szanse żeby beta urosła...
w koncu dzwonię.. "proszę Pani wynik taki sam jak w przedwczoraj - negatywny'
i becze.. wychodze z biura nie mogę się opanować, łzy same się cisną do oczu.. maż pociesza że to dopiero pierwszy cykl, tłumacze mu że dla mnie to już rok starań.. czuje się samotna..
jakoś dotrwałam do konca dnia - chyba nikt nie kapnął się że mam oczy pełne łez - w domu znowu wybucham, reszte dnia nie wychodze z lóżka ani z pokoju. nie mam ochoty nikogo widzieć..
mineły 4 dni.. jak już pisałam jest lepiej.. może Dzidzia będzie chciała przyjść do nas.. ja jej to ułatwiam jak mogę, biorę wiesiołek, łykam kwas foliowy, piję soczki z warzyw, unikam szkodliwych rzeczy.. jeżdzę rowerem.. pierwszy raz bede też robić testy owulacyjne.. oczywiście obserwacja cyklu.. modlitwa.. robię wszystko co w mojej mocy.. teraz mam takie podejscie, oczywiście w miarę upływu cyklu napięcie będzie znowu rosnąć i prawdopodobnie kolejne oczekiwanie na wynik bety będzie wyglądało tak samo..