Opublikowany przez: Marcin1984 2011-05-16 08:48:08
— Sześć dziesięcioleci minęło nam bardzo szybko — przyznają oboje. A ich miłość przetrwała do dzisiaj. Nawet teraz, gdy idą na spacer, trzymają się za ręce.
— Pochodzę ze wsi Wielkie Pułkowo, powiat Wąbrzeźno — opowiada Janina Rojek. — Ponad sześćdziesiąt lat temu do mojego brata przyjechali na rowerach dwaj koledzy. Jednym z nich był mój obecny mąż. Rozgadaliśmy się wtedy. On opowiadał kawały. W tamtych czasach nie było telewizora ani radia, więc opowiadaliśmy sobie o zabawach. I umówiliśmy się na jedną z nich.
Pani Janina miała jeszcze starszą siostrę, ale panu Feliksowi spodobała się młodsza dziewczyna. — Janina była piękna, miała długie, ciemne, kręcone włosy — wspomina pan Feliks.
Ślub wzięli pół roku później, na Wielkanoc, w Łobdowie. Ale wcześniej narzeczony przyjechał razem ze swoim ojcem do niej i jej rodziców. Wspólnie omówili ślub i wesele. Za tydzień ona z rodzicami pojechała do niego i jego rodziców, do miejscowości Carski Dar, oddalonej o 30 km. Jego koledzy, którzy grywali na zabawach, zagrali i teraz przed domem narzeczonego. Pani Janinie bardzo się to podobało. Narzeczeni wyszli na spacer, a ich rodzice omówili wszystkie szczegóły uroczystości. Żeby przygotować potrawy na wesele, jej ojciec zabił cielaka i świniaka.
Sielskie życie w Żurawcu
— W dzień naszego ślubu pogoda była piękna, ciepła, słoneczna — wspomina pani Janina. Po ślubie zamieszkali u jej rodziców. Gdy minął rok, postanowili przenieść się na tzw. ziemie odzyskane. W roku 1952 przyjechali do Jegłownika.
— Przydzielili nam gospodarstwo w ruinie, bo lepsze już były pozajmowane — opowiada Janina Rojek.
Mieszkali potem w Kopanowie i przez długie lata w Żurawcu. Siedem lat temu przeprowadzili się do Elbląga. Mają sześcioro dzieci - cztery córki i dwóch synów, trzynaścioro wnuków, osiemnaścioro prawnuków. Szczególnie miło wspominają długie lata, które spędzili w Żurawcu. W ich domu było ciągle gwarno jak w małym przedszkolu. Najpierw hałasowały ich dzieci. Gdy dorosły i założyły swoje rodziny, pojawiły się wnuki.
— Co tydzień piekłam ciasto, przeważnie makowiec, drożdżówki z kruszonką, murzynka, ciasteczka w foremkach w kształcie zajączków, piesków. Wnuki bardzo je lubiły — opowiada pani Janina.
— A ja pielęgnowałem ogród — wspomina pan Feliks. — Uprawiałem truskawki, maliny. Hodowaliśmy kury, kaczki i dużo królików. W ogródku biegało ich siedemdziesiąt. Zabijaliśmy świnie, wędziłem kiełbasy, robiłem kaszanki. Gotowałem też kluski kładzione.
— Córki dorastały, więc wyprawialiśmy im wesela, a potem chrzciny pierwszym wnukom — uzupełnia pani Janina. Kiedy mieszkali w Żurawcu, oboje pracowali zawodowo.
— Mąż był brygadzistą, pracował przy hodowli krów dojnych. A ja doiłam te krowy, najpierw ręcznie, po dwadzieścia-dwadzieścia pięć krów dziennie. Potem były dojarki mechaniczne — mówi Janina Rojek.
Miłość może przetrwać sześćdziesiąt lat
Janina i Feliks Rojkowie przyznają, że przez 60 lat żyli zgodnie. Bywały oczywiście jakieś drobne sprzeczki, ale wtedy on wolał wyjść z domu, bo nie lubił się kłócić. Czasem nie odzywali się do siebie przez trzy dni, ale potem wszystko wracało do normy. Czy ich miłość przetrzymała próbę czasu, czy przetrwała do dzisiaj?
— Czasami zdaje się nam, że to już przyzwyczajenie, ale gdy jedno gdzieś wyjdzie, to drugie czeka, niepokoi się. Ja wtedy często patrzę przez "judasza" — mówi Janina Rojek.
— Jeszcze teraz ja przygotowuję śniadania, robię zakupy w "Biedronce", ścielę łóżka, piekę mięso — wylicza pan Feliks. — Chcę odciążyć żonę od codziennych obowiązków. Oboje zgodnie przyznają, że miłość może przetrwać sześćdziesiąt lat.
Państwo Rojkowie należą do Klubu Seniora "Zakrzewo", który często urządza wieczorki taneczne. A oni biorą w nich udział. Nadal lubią tańczyć. Jeżdżą też na grzyby na przykład do Stegny. Chodzą na działkę do córki. Tam urządzają grilla. Wspólnie oglądają telewizję. Chodzą na spacery. Trzymają się wtedy za ręce.
— Nie żałujemy tych wspólnie przeżytych lat — mówią. — Chcielibyśmy jeszcze do końca być sprawni.
Janina Rojek ma teraz 79 lat, a jej mąż 81. Diamentowe gody urządziły im ich dzieci, w sali Spółdzielczego Domu Kultury SM "Zakrzewo".
— Dzieci zaśpiewały nam sto lat i gorzko — opowiada Janina Rojek. — Był szampan i tort ze świecami. Było pięknie. Wzruszyliśmy się bardzo. Wszyscy jesteśmy zżyci. Pomagamy sobie wzajemnie. Każdy może liczyć na każdego.
Karolina Krajewska
k.krajewska@dziennikelblaski.pl
Tekst pochodzi z "Reportera", piątkowego dodatku do
Pokaż wszystkie artykuły tego autora
83.11.*.* 2011.06.05 11:14
cudownie byc tyle lat ze soba zycze dużo zdrowia
87.204.*.* 2011.05.19 15:39
No i to jest piękne :)))
77.252.*.* 2011.05.19 11:39
ja nie gratuluję, ja podziwiam i oddaję głęboki szacunek ludziom, którzy tak pięknie potrafią żyć. i marzę o takim życiu dla siebie... Pozdrawiam serdecznie :o)
Nie masz konta? Zaloguj się, aby pisać swoje własne artykuły.