Opublikowany przez: ULA
Czyli konsekwencja, która jest wyrazem mądrej miłości, zapobiega problemom w późniejszym rozwoju dziecka?
Tak, ale gdyby to trwało tygodniami, to przecież nie dalibyśmy rady. Przewalczyliśmy te kilka dni i wszyscy byliśmy zadowoleni.
Pewnie i w przedszkolu panie są zadowolone. Zosia ma już jakieś swoje pasje?
Ma przyjaciółki i nawet już kilka razy nocowała u nich. Jeszcze nie miała pięciu lat, gdy pierwszy raz spędziła noc poza domem. I to sama chciała! Jest bardzo otwarta, do każdego lgnie. Teraz jest w takim wieku, że trzeba zacząć jej tłumaczyć, iż nie wszyscy ludzie są mili, nie każdemu można zaufać. Kiedy więc dostaje propozycję, aby z kimś iść w odwiedziny, od razu macha rączką „Pa, mamusiu”. A kiedy ją odbieram z przedszkola, to płacze, bo chciałaby jeszcze zostać. Najchętniej to by tam nocowała. Takie dziecko.
Za rok pójdzie do szkoły?
Do zerówki. Nie do pierwszej klasy. To będzie ostatni rok, kiedy rodzice będą mieli wybór i zamierzam z niego skorzystać. A ja jestem za tym, żeby dzieci jak najdłużej były dziećmi, a nie wcześnie zaczynały harować na nieudolne państwo. Przepraszam, że mówię o tym tak ostro, ale tak to widzę: po to moim zdaniem, chcą wcielić dzieci do szkoły, jak najszybciej wciągnąć je system i w tę machinę zarabiania pieniędzy.
Narodziny córeczki zmieniły Pani hierarchię wartości – przeczytałam w jednym z wywiadów. Co konkretnie zmieniły?
Najlepiej zrozumieć to tym, którzy mają dzieci. Wiem, że to slogan, sama słysząc go wiele razy przewracałam oczami: „Jak się dziecko pojawi, to się wszystko zmienia, życie się przewraca do góry nogami”, ale tak to właśnie jest. Całe życie podporządkowuje się temu dziecku. Nasza Zosia jest dzieckiem planowanym, wyczekiwanym, kochanym, nasze życie krąży bezustannie wokół niej i ona najbardziej zaprząta nasze myśli. A wcześniej myśli się o różnych, czasem mało istotnych, z dzisiejszego mojego punktu widzenia, sprawach.
Ależ Pani jest bardzo aktywna, jeśli chodzi o artystyczną ekspresję i udział w najróżniejszych przedsięwzięciach z dziedziny sztuki, w filmie, teatrze, na koncertach. To jak to było z tym planowaniem?
Tak naprawdę to dopiero od września wracam do życia zawodowego, odgruzowuję swoje kontakty, ponieważ przez te prawie pięć lat moje życie wyglądało, jak wśród wielu innych mam: praca-dom, praca-dom. Czyli mój macierzysty teatr, a potem biegłam do Zosi. I niczym właściwie się nie zajmowałam, bo każdy wolny czas poświęcałam Zosi. Pierwszy rok swojego życia spędziła z nami w teatrze, w specjalnym pokoju z moją mama, czekała na karmienie, a ja w przerwach schodziłam ze sceny do niej. Teraz jest już duża, jest mi o wiele łatwiej wrócić do pełnej pracy zawodowej i widzę, że łatwiej mi będzie to pogodzić.
Gdy Pani była małą dziewczynką, tacie zawdzięcza to, że obdarzał ją spokojem i pewnością, i w panią wierzył. Przejęła Pani od niego tę metodę wychowawczą, która mówi, że córka nie musi być grzeczną dziewczynką, ale taką, która nie da sobie w kaszę dmuchać.
To tak, ale chcę, żeby była grzeczna (śmiech).
Czyli nie jest Pani zwolenniczką hasła, że grzeczne dziewczynki idą do nieba, a niegrzeczne tam, gdzie chcą?
To hasło wymyśliły sobie niegrzeczne dziewczynki na swój użytek (śmiech). I tak mówią niegrzeczni chłopcy.
Czy Monika Ambroziak rozmawiała już z córką o seksie? CZYTAJ DALEJ
Pokaż wszystkie artykuły tego autora
Nie masz konta? Zaloguj się, aby pisać swoje własne artykuły.