Autor zdjęcia/źródło: Sxc.hu - zdjęcie jest tylko ilustracją do artykułu
Pierwsze rozważania o przedszkolu pojawiły się już w momencie szukania żłobka. Szukając odpowiedniej placówki chłonęliśmy też wiedzę o tym jak stać się rodzicem przedszkolaka. Rekrutacja przedszkolna w wielu miejscowościach przypomina tę która odbywa się do szkół czy nawet uczelni… i to, że rodzic chce by jego dziecko chodziło do tego typu placówki niestety nie wystarczy.
Fakt – przedszkoli miejskich i prywatnych jest dużo więcej niż żłobków, ale jest też więcej chętnych by się tam dostać. A że popyt nie pokrywa się z podażą to trzeba zorganizować rekrutację, ranking i punktację. Bo ktoś musi być przed kimś i w jakiś sposób należy to uszeregować. Na ten przykład w zeszłym roku w Tychach do przedszkoli nie dostało się ponad 900 dzieci. Choć placówek przedszkolnych, i tych państwowych i prywatnych, jest kilkadziesiąt.
Oczywiście rekrutacja do przedszkoli oraz wytyczne wg których się ją prowadzi dotyczy placówek państwowych. W Tychach rekrutacja prowadzona jest w oparciu o platformę internetową. Nie da się zapisać dziecka do przedszkola z wyprzedzeniem. Przyjmowane są maluchy które w danym roku szkolnym kończą 3 lata.
Nabór czyli składanie wniosków odbywa się pomiędzy 1 a 31 marca. Każde dziecko można zgłosić maksymalnie do trzech placówek państwowych. I jedna z nich powinna być przedszkolem pierwszego wyboru. Wyniki ogłaszane są 19 kwietnia. Następnie rodzice mają czas do 23 kwietnia na podpisanie umowy z wybranym przedszkolem. Po tym okresie baza jest weryfikowana i odbywa się nabór uzupełniający – oczywiście jeżeli jakieś miejsca w przedszkolach jeszcze pozostały. Nabór uzupełniający trwający do 31 sierpnia dotyczy dzieci zamieszkałych w Tychach. Dopiero po tym czasie jeżeli dalej są wolne miejsca odbywa się nabór dla dzieci spoza gminy.
Punkty wg których ustalana jest kolejność przyjęć uzyskuje się wg następujących kryteriów:
KRYTERIA PODSTAWOWE:
- dziecko w wieku 5 i 6 lat odbywające roczne przygotowanie przedszkolne – 1000 punktów
- dziecko matek lub ojców samotnie je wychowujących – 1000 punktów
- dziecko matki lub ojca wobec których orzeczono znaczny lub umiarkowany stopień niepełnosprawności bądź całkowitą niezdolność do pracy oraz niezdolność do samodzielnej egzystencji, na podstawie odrębnych przepisów – 1000 punktów
- dziecko umieszczone w rodzinie zastępczej – 1000 punktów
KRYTERIA DODATKOWE:
- rodzeństwo dziecka kontynuującego edukację w przedszkolu pierwszego wyboru – 256 punktów
- dziecko, w okresie poprzedzającym rok szkolny, na który prowadzona jest rekrutacja, uczęszcza do Żłobka miejskiego w Tychach i do końca roku kalendarzowego, w którym prowadzony jest nabór, ukończy 3 lata – 128 punktów
- dzieci rodziców (opiekunów prawnych) pracujących : oboje pracują – 64 punkty
- dzieci rodziców (opiekunów prawnych) pracujących : tylko jedno pracuje – 32 punkty
- dzieci rodziców (opiekunów prawnych) pracujących : nie pracują – 0 punkty
- odległość przedszkola od miejsca zamieszkania dziecka do 3 km – 8 punktów
- dziecko z placówki opiekuńczo-wychowawczej oraz dzieci wychowujące się w rodzinach objętych nadzorem kuratorskim – 16 punktów
- odległość przedszkola od miejsca pracy rodziców lub opiekunów prawnych do 3 km – 4 punkty
Jako mama żłobkowicza przez jakiś czas spałam spokojnie choć cyferki o których napisałam powyżej potrafią spędzić sen z oczu. Ale przecież mieliśmy kilka „plusów” w zanadrzu. A przede wszystkim była obietnica pani dyrektor żłobka, że nie odeśle żadnego dziecka z kwitkiem.
Punktów uzbieraliśmy 200. Uważam, że to niemały wyczyn. Przeanalizowaliśmy ile trzylatków kończy w tym roku żłobek miejski, ile może być w Tychach takich dzieci które załapią się na punkty liczone w tysiącach i czekaliśmy spokojnie na marzec… by owczym pędem wziąć udział w rekrutacji do przedszkola. Mieliśmy nawet już upatrzone przedszkole państwowe. Jedne jedyne.
Obudziłam się w styczniu. W momencie kiedy dostałam do podpisu kolejną umowę w żłobku – o zgrozo z terminem obowiązywania do końca maja. Bo Młody w maju kończy 3 lata i opieka publicznego żłobka już mu się nie należy. Próbowaliśmy jeszcze pisać prośby o wydłużenie, ale co nam po zgodzie do końca czerwca? Kiedy przedszkola przyjmują dopiero od września… Nikt nie jest w stanie samodzielnie zapewnić dziecku opieki przez bite dwa miesiące. Rozczarowałam się strasznie bo nijak się to miało do wcześniejszych obietnic. Ale zamiast ubolewania i żalów trzeba było coś wymyśleć.
Co myśmy się wtedy z Małżonkiem nakombinowaliśmy, żeby było dobrze. Wszystko wzięliśmy pod uwagę – i żłobek prywatny, i nianię, i pomoc kogoś z rodziny, i urlopy naciągnięte do granic możliwości. Żaden z tych pomysłów nie był dobry. Dodatkowo z kilkudziesięciu przedszkoli państwowych nie potrafiliśmy wybrać, żadnego innego niż te jedne już upatrzone. A wiadomo, że im mniej wybierzemy tym prawdopodobieństwo dostania się jest mniejsze. Uderzyliśmy zatem do placówek prywatnych w których już w październiku zeszłego roku zasięgnęliśmy informacji.
Może uda się wcześniej niż we wrześniu? Może będą przyjęcia w ciągu roku? Po pierwszym telefonie oklapłam bo okazało się, że lista zapisów jest pełna do 2012 roku. Że tak, pamiętają, ale niestety nikt nie zrezygnował. Ale po drugim telefonie pojawił się cień nadziei – nabór był w styczniu, proszę przyjść, złożyć wniosek o przyjęcie od września. Nie wiem jakim cudem w trakcie rozmowy doszliśmy do tego, że Młody zacznie chodzić do przedszkolnej „zerówki” już od pierwszego lutego. Najważniejsze było to, że się udało. I że mamy zapewnioną opiekę do końca lipca.
Już w domu na spokojnie postanowiliśmy przeanalizować całą sytuację do końca. To, że rozwiązujemy umowę ze żłobkiem było jasne. Przecież nie będziemy płacić za dwie placówki jednocześnie. Ale rezygnując już w lutym odejmujemy sobie 128 punktów podczas rekrutacji do przedszkoli państwowych. I szansa na dostanie się tam gdzie chcemy maleje ogromnie.
Zaczęliśmy się więc zastanawiać czy jest w ogóle sens po raz kolejny przenosić Młodego do innego ośrodka. Za przedszkolem prywatnym przemawiała lokalizacja, oferta zajęć dodatkowych jakie mieliśmy w cenie (angielski, francuski, rytmika, kucyki, teatr, koncerty) oraz przede wszystkim to, że Młody był tym przedszkolem zachwycony. Z początku nawet dochodziło do aktów rozpaczy kiedy trzeba było wracać do domu. A co przemawiało za placówką publiczną? Przede wszystkim cena… choć jak dogłębnie się nad tym zastanowiliśmy i doliczyliśmy do ceny podstawowej to co należałoby doliczyć za zajęcia dodatkowe to wyszliśmy praktycznie na to samo. I takim sposobem podjęliśmy decyzję, że startować w rekrutacji do przedszkoli państwowych nie będziemy. A Młody od lutego jest pełnoprawnym przedszkolakiem w placówce niepublicznej. Dodam, że bardzo zadowolonym przedszkolakiem.
Skleciła Kaśka K. (mama Tymka)