Artykuł promocyjny Opublikowany przez: Kasia P. Źródło artykułu: Jesper Juul, Familylab 2016-07-12 14:20:39
Autor zdjęcia/źródło: mat. promocyjne
Ostatnie trzydzieści lat wiele zmieniły w naszym podejściu do wychowania. Nauka, a w szczególności neuronauka dostarczyła nam olbrzymiej dawki nowych informacji na temat rozwoju dzieci, ich zdolności, ograniczeń oraz warunków ich dobrostanu psychicznego. Odkryto przede wszystkim wielką wagę więzi między rodzicem i dzieckiem, jeśli chodzi o zdrowie psychiczne dziecka.
Zniknął jednak społeczny konsensus dotyczący wartości i celów wychowania, co postawiło rodziców w znacznie trudniejszej sytuacji. W związku z tym wielu rodziców odczuwa niepewność w swojej roli. Zrozumiałe jest, że w takiej sytuacji poszukują metod, które mogłyby ich wesprzeć. Jednak czy metody, które się dzisiaj oferuje, rzeczywiście służą dobru i zdrowiu dzieci? Może jedynie dają pozór pewności i spokoju rodzicom? To bardzo ważne pytanie. Chodzi nam przecież przede wszystkim o stworzenie warunków, w których nasze dzieci będą mogły optymalnie się rozwijać i zbudować fundament zdrowia psychicznego na całe życie.
Większość metod wychowawczych dostępnych dzisiaj dla rodziców ma swoje źródło w psychologii behawioralnej. Jej podstawą są wciąż eksperymenty Pawłowa z psami, który potrafił uzyskać pożądane zachowanie, odpowiednio nagradzając zwierzęta lub karząc. Oczywiście, współczesna psychologia behawioralna jest bardziej zhumanizowana, co nie zmienia faktu, że zasadniczo jest to stare wino w nowej butelce.
Zadaniem metod wychowawczych jest uzyskanie zachowania, które określa się jako ,,dobre’’, oraz wyrugowanie zachowania, które określa się jako ,,złe’’. Ogólnie można powiedzieć, że ich cel to posłuszeństwo dziecka i niedopuszczanie do konfliktów. Jednak zamiast jak Pawłow bodźcować dziecko za pomocą herbatników i impulsów elektrycznych, nagradzamy je dzisiaj ,,uśmiechniętymi słoneczkami’’, pochwałami czy różnego rodzaju profitami, a karzemy za pomocą izolacji (time-out, karny jeżyk) i nagan. Przeszliśmy więc od behawioralnej przemocy do bardziej subtelnej manipulacji.
Przedstawię pokrótce moje zastrzeżenia do metod behawioralnych. Po pierwsze, sama idea metody wychowawczej oznacza, że rodzic stawia się ponad dzieckiem, ono zaś staje się ,,obiektem’’ jego zabiegów. Naukowcy tacy jak Daniel N. Stern czy Peter Fornagy wraz z całym zastępem współczesnych neuropsychologów pokazali, że relacja typu ,,podmiot (rodzic) ‒ obiekt (dziecko)’’ jest dalece nieoptymalna, jeśli chodzi o dobrostan, jak i rozwój małego człowieka. To samo potwierdzają lata praktyki terapeutycznej z rodzinami i dziećmi.
Po drugie, jeśli zajrzeć do badań, które mają potwierdzać skuteczność tych metod, okazuje się, że są one bardzo słabej jakości naukowej. Ich ,,skuteczność’’ jest mierzona tylko krótkoterminowo. Czy ,,niepożądane zachowania’’ u dzieci znikają także w długim terminie, a rodzice na dobre uzyskują upragniony spokój? Chciałbym poznać badania, które potwierdzają, że wychowawcza metoda kija i marchewki przynosi także długoterminowe korzyści: że wzmacnia dzieci na całe życie, buduje ich zdrowie psychiczne i poczucie własnej wartości, umożliwia zawieranie satysfakcjonujących relacji z innymi i wpływa na podniesienie ich jakości życia, kiedy skończą czterdzieści pięć lat. Niestety, w swojej karierze psychoterapeuty spotkałem tysiące dorosłych ludzi, którzy byli w dzieciństwie traktowani właśnie w ten sposób, i mogę powiedzieć, że byli to ludzie nieszczęśliwi i pełni rozmaitych problemów.
Dzieje się tak dlatego, że metody wychowawcze są zawsze pewnym gwałtem na dziecięcej psychice ‒ i to nawet wtedy, kiedy okazują się skuteczne. Ta skuteczność jest tylko pozorna i na krótką metę. Wszyscy dobrze wiemy, że jeśli będziemy naruszać psychiczną integralność drugiego człowieka dostatecznie długo i uporczywie, to uzyskamy od niego wszystko, czego chcemy. Tak samo działa to na dzieciach. Nie uwzględniamy jednak, że długoterminowo dzieci na tym tracą. Długotrwały gwałt na psychicznej integralności dziecka pociąga za sobą obniżone poczucie własnej wartości, nieumiejętność dostrzegania i wyrażania swoich potrzeb w wieku dorosłym, nieradzenie sobie z własną złością i agresją czy brak umiejętności budowania trwałych i satysfakcjonujących relacji z innymi. To tylko nieliczne z negatywnych skutków konsekwentnie realizowanej metody kija i marchewki, znane z gabinetów terapeutycznych.
Rozumiem, że rodzice, którzy czują się zagubieni, szukają pomocy w prostych i pozornie skutecznych metodach. Ale nie rozumiem, jak psychologowie, pedagodzy i inni profesjonaliści, którzy powinni doskonale wiedzieć, jakie skutki niosą ze sobą te metody, wciąż rekomendują je rodzicom.
Dlatego proszę rodziców: bądźcie cierpliwi i nie uciekajcie się zbyt łatwo do pozornie prostych metod tylko dlatego, żeby oddalić od siebie rodzicielską frustrację. Frustracja to naturalny stan rodzica. Dbajcie o integralność psychiczną swoich dzieci, a wtedy one też nauczą się szanować integralność swoją i innych ludzi.
Jesper Juul, Familylab
79.184.*.* 2017.09.12 13:29
Taaa, znam takich wychowywanych bezstresowo... Stres towarzyszy nam przez całe życie od zwykłego testu w podstawówce, do przyszłych rozmów z pracodawcą etc, w życiu dorosłym. W moim domu rodzice byli autorytetem i wiedziałam, że to ich dom oraz ich zasady. Oczywiście w wieku nastu lat chciałam się wyprowadzić, bo nienawidziłam tych zasad, ale teraz kiedy mam 40 lat za każdym razem, kiedy mam okazję im dziękuję za wytrwałość, kary, zakazy i te znienawidzone zasady, dzięki którym nie ćpałam, nie kradłam,[wymoderowano] ani nic z tych rzeczy.
Patrycja Sobolewska 2016.07.18 12:40
bardzo dobrze napisane :)
gocha2323 2016.07.14 22:27
u mnie rodzice stosowali metodę kija i marchewki i nie sądzę, aby odbiła się ona na mojej psychice! ale obecnie nie stosuję tej metody na moim synku!
Nie masz konta? Zaloguj się, aby pisać swoje własne artykuły.