Mój Mąż ma co nieco do zrzucenia ale ciężka sprawa z nim. Jemu dietetyczne jedzenie najzwyczajniej w świecie nie smakuje. Ja gotuję zazwyczaj tak, że on je co innego a my z Szymusiem co innego. Ja uwielbiam zdrowe jedzenie, gotowanie na parze, sałatki, surówki, kasze, ryż, tylko ciemne pieczywo itp. A mój Mąż tylko ziemniaki "poważa" i to najlepiej okraszone jakimś tłuszczykiem lub skwarkami, kasze i ryż - są dla psa jak to mawia; pieczywa ciemnego nie tknie, bo mu nie smakuje; jadło ugotowane na parze jest jałowe i bez smaku; sałatka i surówka jak najbardziej - ale tym sobie przecież nie poje, do tego musi być wielgachny kotlet opływający w tłuszczu. O zmianie diety nie ma mowy ale walczy z kilogramami w inny sposób - kupił sobie rowerek stacjonarny i już miesiąc, przez 5 dni w tygodniu jeździ po godzinie dziennie. Jego jeszcze gubi to, że najbardziej głodny to on się staje po 22giej. Mi rece opadają, jak ćwiczy na rowerku od 22 do 23 (kilka razy tak sie zdarzyło, wcześniej nie miał czasu poćwiczyć), a później, już po 23ciej pochłonął olbrzymią, kaloryczną kolację ;)