aluna napisał 2010-04-11 20:06:47Znalazłam taką wypowiedź na necie:
"Wypowiedź Ryszarda Drozdowicza z Laboratorium Aerodynamicznego Politechniki Szczecińskiej (ZUT)
Jako pilot oceniam, że sugerowany w mediach błąd pilota jest mało prawdopodobny. Na podejściu do lądowania nie wykonuje się żadnych manewrów typu silne przechylenie lub nagłe zmiany prędkości.
A takie silne przechylenie zauważyli świadkowie. Pilot wykonał dodatkowe kręgi nadlotniskowe, aby upewnić się co do warunków lądowania i na tej podstawie podjął uzasadnioną decyzję o lądowaniu.
Nieprawdopodobne też jest, aby doświadczony pilot wraz z drugim pilotem pomylili się co do wzrokowej oceny wysokości, nawet w przypadku awarii przyrządów, która jest również nieprawdopodobna.
Należy tutaj zauważyć, że mgła jest na ogół z prześwitami i przy dziennym świetle nie stanowi istotnej przeszkody do wzrokowej oceny warunków lądowania.
Okoliczności wskazują jednak na poważną awarię lub celowe zablokowanie układu sterowania.
Taką blokadę można celowo zamontować tak, aby uruchomiła się przy wypuszczeniu podwozia lub klap bezpośrednio na prostej przed lądowaniem. Przy blokadzie klap lub lotek na prostej katastrofa była nieunikniona, gdyż pilot nawet zwiększając nagle ciąg, nie był w stanie wyprowadzić mocno przechylonej ciężkiej maszyny, mając wysokość rzędu 50-100 m i prędkość rzędu 260 km/h."
Też to znalazłam, chciałam nawet dodać cytat, ale po dwóch godzinach oglądania przylotu i przejazdu, podczas których oboje płakaliśmy... Nie chciałam nic pisać, bo słów mi brakowało, tylko czytałam wszystko, co znalazłam...
Nie wierzę w jakąś blokadę, parę dni temu oglądaliśmy w telewizji program o ochronie prezydenta, wypowiadali się również pracownicy BORu, którzy teraz zginęli. Są całe procedury sprawdzania samolotu przed wylotem prezydenta, jest specjalna wojskowa komisja, która przed każdym takim wylotem szczegółowo sprawdza cały samolot, potem robią próbny przelot góra godzinę przed odlotem prezydenta, a po tym próbnym przelocie pilnują samolotu, żeby nikt postronny się do niego nie zbliżył. Gdyby więc taka blokada istniała, to zadziałałaby już w czasie próbnego przelotu, sami by przecież takiej blokady później nie założyli...
Ale zgodzę się również z pierwszym akapitem- pilot na pewno celowo nie robił manewrów, których normalnie nie robił. Musiała nastąpić jakaś awaria, mogły jej nie pokazywać wskaźniki, pilot więc mógł po prostu nie rozumieć dlaczego nie panuje nad maszyną, może więc nie zgłaszał dlatego żadnych usterek parę minut przed katastrofą, potem kontakt z załogą się urwał bez znanego powodu i kilka minut później runęli...
Oglądając te zdjęcia ze startu z Okęcia, także film, który znalazłam:
http://wiadomosci.onet.pl/2153299,11,1,1,item.html
myślę, że już w Warszawie poszła jakaś elektryka w silniku, tylko że nie dotarł o tym żaden sygnał do kabiny pilotów. Wtedy widać było przez chwilę płomień, ale silnik zwiększał obroty, więc pęd powietrza momentalnie wygasił ten płomień. Mogło nastąpić jakieś zwarcie w instalacji elektrycznej. W czasie remontu wymienili przecież wiele części, podzespołów, praktycznie większość urządzeń, ale przecież nie wymieniali całej trzydziestoletniej elektryki.
Dziwią się, że próbował wylądować, ale może właśnie poszedł jakiś silnik i pilot wiedział, że dwustu kolejnych kilometrów nie dolecą, nie mówił o tym, ale może nie chciał "siać paniki", może rozmowa na ten temat była między pilotami poza nadawanym kontaktem z bazą. Zarejestrować to mogła tzw. "czarna skrzynka".
Znalazłam taką informację też, że na całym świecie lata jeszcze około 600 takich samolotów, ale nigdzie nie sa one używane jako samoloty rządowe- poza Polską (!)