Zgadzam się z Loaną - fundowanie chaosu religijnego dziecku niekoniecznie jest dobre. Tzn. ja bym tego nie stosowała. Przekazałabym najdokładniej to, czym sama żyję - ucząc także szacunku do innych. Świadomy wybór wymaga lat poznawania czegoś. Nie da się dziecku przekazać dobrze wszystkich systemów religijnych, zwłaszcza tych, którymi sami nie żyjemy. Religia to nie tylko wiedza, to także doświadczenie, życie tą wiedzą, relacja.
Jestem przeciwna także pomijaniu religii, jeśli rodzic jest wierzący.
A z tym skazywaniem na ateizm - jest różnica, gdy dziecko poznaje daną religiję i jako dorosły odrzuca oraz gdy nie ma szansy poznania w ogóle, prawda? Bo rodzice nie chcą mu narzucać, że Bóg jest, chociaż sami wierzą?
Nie znaczy to, że ateista jest gorszy jako człowiek. Po prostu dla każdego wierzącego, który żyje tym, w Kogo wierzy - chrześcijanina, żyda, muzułmanina - ateista traci, odrzuca coś niesamowitego. Np. dla katolika relacja z Bogiem jest czymś bardzo cennym - stąd troska, by nie "skazywać" dziecka na ateizm.
Jeśli coś jest dla nas ważne - dzielimy się tym, bo uważamy, że jest to warte poznania.
Myślę, że ciągle za mało doceniamy, że zostaliśmy sami wychowani w większości (oczywiście że nie wszyscy) w chrześcijaństwie. Czymś naturalnym jest dla nas Dekalog, to, by nie krzywdzić człowieka (nawet jeśli praktyka jest różna). Czymś normalnym jest to, że chcemy spotkać tych, których kochamy, także po śmierci, że doświadczając własnej słabości, wierzymy w Siłę Kogoś Większego, w Jego pomoc. Czymś normalnym są dla nas odniesienia biblijne.
Poznaję już dzieci, które są wychowywane z dala od religii bądź w chaosie religijnym - i jestem przerażona.