ooo cytat z Forresta Gumpa. Jedna z moich ulubionych książek.
wiecie co mi się wczoraj przydarzyło? Pojechałam z Antonią do lekarza i na zakupy. Przy markecie jest stacja paliw, więc zatankowałam, zapłaciłam kartą i poszłam na zakupy. Pełen wózek więc wyciągam kartę i płacę. I co? Paniusia stwierdziła, że terminal nie czyta karty. Zaczęła nią pocierać o bluzę i spodnie, wkładała do foliowego woreczka i tak przejeżdżała przez czytnik, nawet rzucała kartą o ladę! Po 10 minutach prób uruchomili druga kasę taka się kolejka zrobiła. Przyszedł kierownik zmiany, te z próbował i nic. Kazali mi iść na zewnątrz do bankomatu i wypłacić gotówkę, a jak zapytałam "a zwróci mi pani prowizję za wypłatę gotówki?" to sie baba bezczelnie zaśmiała i powiedziała "to juz jest pani problem". Oczywiście bankomat kartę odrzucał. Pojechałam do siedziby banku, żeby tam zrobić wypłatę. Niestety. Bankomat wyświetlił mi komunikat: karta uszkodzona. Ewidentnie wychodzi na to, że mi babsztyl w sklepie kartę popsuł (bo przeciez 15 minut wcześniej nią płaciłam i było wszystko ok). Pojechałam do marketu i poprosiłam o rozmowe z kierownikiem. Jaki efekt? Żaden. To jest moja wina, że karta jest zniszczona, oni się do winy nie poczuwają. A to że mają popsute terminale to wina banku a nie ich. Szok normalnie. Teraz musimy z własnych pieniędzy zapłacić za wymianę karty. Pomijam fakt, że wszyscy ludzie w sklepie się dziwnie na mnie patrzyli i uśmiechali pod nosami, kiedy próbowałam zapłacić za zakupy.
