Witam serdecznie!
Na początku zaznaczę, że problem opisany poniżej był od zawsze. Jestem w stałym związku małżeńskim od 3,5 roku, ale w ogóle z mężem jesteśmy od 5,5 roku. Mąż nie przyjmuje żadnych leków na stałe.
Zacznijmy od początku. Męża poznałam jeszcze na studiach, ale każde z nas było ówcześnie w innych związkach (pomiędzy nami jest również spora różnica wieku). Mój związek po prostu się zakończył ale mąż miał już wyznaczoną datę ślubu. Niestety ślub nie doszedł do skutku. I jakoś tak się stało, że praktycznie od razu zaczęliśmy się z mężem spotykać.
Dopóki nie zamieszkaliśmy razem było cudownie, był szarmancji, opiekuńczy i chętny do kontaktów fizycznych etc.
Kiedy zamieszkaliśmy ze sobą zaczęły się dziwne sytuacje (dodam, że byłam trochę zmuszona do wyprowadzki z domu i decyzja o wspólnym zamieszkaniu była wymuszona a nie naturalna kolej rzeczy w związku). Od razu spadła częstotliwość zbliżeń (nawet do 1-2x w miesiącu). Dodatkowo mąż kontynuował kontakty koleżeńskie ze swoją niedoszłą żoną.
Porozmawiałam z mężem w tej kwestii. Obiecał mi poprawę, zakończył znajomość z byłą narzeczoną, utwierdzał mnie, że będzie się więcej starał, że mu zależy, że go pociągam, dodał też, że on zawsze miał problemy z czułością i kontaktami. Że jestem pierwszą kobietą, której powiedział "kocham cię". Starałam się to zrozumieć.
Po 1,5 roku wspólnego mieszkania wzięliśmy ślub, ale nasze kontakty seksualne jako osób młodych, mieszkających na swoim, nie mających jeszcze dzieci były nadal okazjonalne (max było może 4-5x w miesiącu). Każdy stosunek kończył się zapewnieniem mnie, że teraz będzie tylko częściej i że mąż tego też chce tak samo jak ja.
Po roku przyszło dziecko, podczas ciąży mąż mnie nawet nie dotknął.
Nasze zbliżenia aktualnie wróciły do normy, czyli cały czas są na poziome 2-4 x w miesiącu. Teraz już nie jest tak kolorowo, kiedy rozmowa schodzi na te problemy mąż staje się drażliwy, krzyczy, że to moja wina bo go nie staram się zrozumieć, że nie jestem miła i kochana etc (nawet nie słucha moich argumentów, że tak było zawsze, nawet jak byłam "kochana").
Kilka miesięcy temu poszedł do seksuologa ale lekarz podobno nic mu nie doradził bo nie widział problemu..
Jestem załamana. Żyję jak w celibacie.
Do tego cała sytuacja przechodzi na nasze całe życie, mąż jest niemiły, ja też się szybciej frustruję. Coraz częściej wspominamy o rozwodzie.
Dodatkowo mój mąż zawsze był szczery do bólu i zdarzało mu się oraz cały czas zdarza wspominać o byłych partnerkach jakie to były miłe i sympatyczna, a do tego kiedyś mi wspomniał, że jestem najgrubszą dziewczyną z jaką jest (mąż nie cierpi grubych kobieta, a ja mam rozmiar 36!). Mąż najchętniej z każdą byłą utrzymywałby kontakty koleżeńskie bo przecież kto ja zna lepiej niż on!
Bardzo tego nie mogę zaakceptować. Kłócimy się praktycznie non-stop. Do tego doszło nawet, że w kłótni mąż mi opowiada, że dla niego seks nie jest ważny a ważniejsze są relacje międzyludzkie. Wspomina jakieś swoje kilkumiesięczne kontakty z dwiema dużo młodszymi kobietami i nazywa to epizody, które są dla niego nie ważny, a sypiał z nimi bo one chciały a on był akurat wolny. Mi wypomina, że nie byłam dziewicą a sam poszedł min 2 x do łóżka z koleżanką dla tego bo "ona chciała" i była miła. Dodam, że były to jednorazowe zbliżenia.
Nie chcę być też źle zrozumiana, akceptuję przeszłość męża ale ogólnie wolałabym aby mi tego nie opowiadał. Ogólnie mąż wspomina swoją przeszłość jako spokojną seksualnie ale przy każdej kłótni bądź w przypływach szczerości dowiaduję się, że wcale tak nie było. Natomiast ostatnio dowiedziałam, że skoro ja byłam w kilkumiesięcznym związku z mężczyzną, którego na początku nie znałam to to jest "puszczanie się".
Boję się, że mąż po prostu mnie nie akceptuje, że nasz związek za szybko się rozwinął, bez kontroli. Podejrzewam, że mąż raczej by się nie odważył na wspólne mieszkanie gdyby nas nie zmusiła sytuacja. Możliwe, że nasz związek również zostałby potraktowany jako epizod.
Sytuacja jest zaogniona. Mąż nie ma wstępu do sypialni. Jestem zdesperowana i potrzebuję porady. Co mam zrobić, ciężko mi słuchać o tym jaki to on był kochany kolega i szedł do łóżka z koleżanką bo ona miała akurat ochotę w sytuacji kiedy od 5 lat statystycznie mam sex 2-4 x w miesiącu a wliczając celibat z ciąży to wyjdzie 1-2 x w miesiącu.
Próbowałam wszystkich metod, prośby, groźby, inicjowałam ale zawsze słyszałam nie dzisiaj - jutro. Teraz przestało mi zależeć i coraz częściej zastanawiam się czy nie lepszym rozwiązaniem byłby rozwód i ułożenie sobie życia z innym mężczyzną albo dla dobra dziecka znalezienie sobie żonatego mężczyzny (bo taki mężczyzna jest bezpieczny) z podobny problemem jak ja, który spełniałby rolę kochanka.
Proszę - pomóżcie mi, co powinnam zrobić?
Nie wiem czy wszystko wspomniałam ale mogę mailowo udzielić dodatkowych informacji.