kobieta na swoimKategorie: Praca i kariera, Rozwój, Rodzicielstwo Liczba wpisów: 47, liczba wizyt: 128137 |
Nadesłane przez: strefarozwoju dnia 23-10-2012 20:14
Dzwoni do mnie dziecko, patrzę na zegarek, zdziwiona, że dorwało się do telefonu w trakcie lekcji. Mamo! – krzyczy dziecko – szkoła się pali! Matko kochana, czyja szkoła? – pytam jak głupia jakaś. Wiadomo przecież, że nie sąsiada chyba! Moja, mamo! – mówi podekscytowane dziecię. Wszędzie pełno dymu… Gdzie jesteś córko? W tym dymie, czy na zewnątrz? Na dworze – odpowiada, wszyscy musieliśmy opuścić budynek. Ale numer! Rzeczywiście, gdy przyszłam po nią wszędzie czuć było spalenizną . Na szczęście nikomu się nic nie stało i szkody niezbyt duże. Spłonęła część szatni. W domu wysłuchałam szczegółowej opowieści dziecka. „No i kiedy wychodziliśmy na podwórko – mówi – to wszystkie dziewczynki płakały, a chłopaki uradowani wrzeszczeli skandując: „szkoła się jara”! Rosną bohaterowie! Ognioodporni!
Ula
Nadesłane przez: strefarozwoju dnia 20-10-2012 22:39
Z remontem nic do przodu, człowiek posiada jednak umiejętność przystosowywania się do dzikich warunków. Powolutku zapamiętuję, gdzie mam swoje rzeczy, które normalnie mieszkały w łazience i jestem nieco mniej zagubiona. Dzisiaj w firemce premiera zajęć z maluchami. Nie prowadziłyśmy ich oczywiście, tylko pani Martyna, ale emocji była cała masa. Nasze „miejsce” zaczyna dopiero żyć, a ja nadmiernie wszystkim się przejmuję . Mam to niewątpliwie po mamie, zawsze dziwiłam jej się, gdy opowiadała o nieprzespanych nocach z powodu toczenia w myślach dialogu z przełożonym lub inną trudną dla niej osobą. Widzę duże podobieństwo w ”przejmowactwie”, cóż – potęga genów! A wydawało mi się przez wiele lat, że w ogóle nie jesteśmy do siebie podobne. Byłam przekonana , że nigdy nie popełnię błędów swojej mamy, tak wyraźnie je widziałam. A teraz…dopiero po czasie słyszę, że mówię do dziecka w identyczny sposób, jak mama do mnie, gdy byłam mała. Nie zawsze mi się to podoba… Ciekawe, czy jest szansa na niepowielanie schematu?
Ula
Nadesłane przez: strefarozwoju dnia 19-10-2012 11:27
Nie chciałam się żalić wcześniej, ale teraz już muszę, bo pęknę! Mamy remont łazienki! Każdy, kto przez to przechodził, kiwa teraz ze zrozumieniem głową. I rodzi się pytanie: czy jest szansa na to, bym ją kiedyś odzyskała? Bo póki co, nic na to nie wskazuje. Brud jest w każdym zakamarku domu, nie przesadzam. Oczywiście równowaga rodzinna została zachwiana po kilku dniach. Tworzą się niepotrzebne napięcia i przepychanki pt. „kto był pierwszy w kolejce do mycia zębów i innych organów…” Dlaczego nikt oprócz mnie nie garnie się do sprzątania po ekipie budowlanej? Nie jestem święta, też przesadnie się nie rwę… Ale za to nerwowy to każdy… Wybieranie glazury to jakiś koszmar dla mnie, bo nie mam wyobraźni w tym zakresie i nie potrafię zdecydować, co będzie ładnie wyglądało na ścianie przez najbliższe lata (dużo lat). Hydraulik jest mądrzejszy od elektryka, elektryk plotkuje na tamtego, glazurnik próbuje łagodzić obyczaje. Każdy jest lepszym fachowcem od pozostałych, co próbuje udowodnić. Czy faceci zawsze muszą rywalizować o takie bzdety? I ja z mężem między nimi, z zerową wiedzą na tematy budowlane. Można nam wcisnąć wszystko… Ale jest jakaś nadzieja! Podobno za tydzień kończą! Czy choć raz dotrzymają terminu?