Mama w pracy i po pracy oraz...synKategorie: Rodzicielstwo Liczba wpisów: 107, liczba wizyt: 267920 |
Nadesłane przez: castilla dnia 29-03-2011 08:28
...nio, moje dziecko to jednak mały "twardzielek"! :) Przez te "przedwiośniane" wiatry i słońca, na przemian z deszczem, dostało trochę kataru. Podobno to jakaś wirusówka była. Z racji tego, że sama raczej nie leczę się farmaceutycznie (najczęściej herbata z cytryną i wygrzanie), dziecka też specjalnie nie chciałam niczym faszerować, i jak widać ma silny organizm, bo wystarczył tylko syrop na gardło i witamina C w płynie i po kilku dniach był zdrowy. No ale "rozłożył" trochę mnie i babcię. Najgorzej, że to jeszcze trzeba chodzić do pracy i funkcjonować w miarę normalnie. Ale grunt, że dziecku nic nie jest i ja powoli też dochodzę do siebie. Zwłaszcza, że prognozy na koniec tygodnia są bardzo optymistyczne -ma być ciepło, wiosennie, słonecznie. Może się gdzieś wybierzemy i mały porządnie się wybiega, bo coraz trudniej "poskromić" jego energię w domu. A po takich pobytach na świeżym powietrzu jak dobrze śpi. W ogóle mam takie fajne, bezproblemowe dziecko, a że ruchliwe, to mnie specjanie nie dziwi. Po mamusi na pewno..! :)
Nadesłane przez: castilla dnia 25-03-2011 11:37
...a tak pozwoliłam sobie przenieść to, co wcześniej napisałam na forum (stwierdziłam, że to się do bloga nadaje)
Wczoraj wracając po pracy do dziadków, po Miłoszka, spotkałam koleżankę z dzieciństwa - Mistrzynię "Koloryzowania"! Żeby wprost nie powiedzieć "mitomankę", ale to może trochę za mocne...
Od kilkunastu lat boryka się sama z dwójką dzieci, najpierw jako samotna matka (mimo, że mieszkała z partnerem), ale chodziło o świadczenia z opieki społecznej, później już jako jego żona. Czego ona nie wyczyniała, by zwrócić na siebie uwagę!? Nawet się dała zamknąć do szpitala psychiatrycznego...w celu, by ktos to zauważył. Jakoś bez specjalnego efektu...
Ja w czasach studiów czasem do niej wpadałam, kilka razy w roku, z racji że mieszkała już na innym , odległym osiedlu, a i ja studiując w innym mieście, nie moglam jej poświęcić zbyt dużo czasu. Głownie przywoziłam jej ciuchy, których już nie nosiłam, albo z nich "wyrosłam". Tak, w czasach szkoły była lepiej zbudowana ode mnie, to potem doprowadziła się do takiej anemii , że nawet te ciuchy rozmiar 36 na niej wisiały...
Ale do czego zmierzam...
Co by się nie powiedziało, że jestem sobie na studiach, prowadzę beztroskie życie i jedynym moim obowiązkiem jest się uczyć, to ona i tak twierdziła, że ona ma "najlepiej" i "najświetniej"!
Nieważne, że oboje z facetem nie pracują, a ona na dzieciach "jedzie", czytaj opiece społecznej. Nie, jej wybory życiowe są najmądrzejsze i najświetniejsze.
Wyjechała do Anglii i dostała bez problemu z tym gosciem rozwód, bo on jest dysfunkcyjny - nigdy nie pracował, nie uczył, nie zapewni bytu rodzinie itp. Tam też żyje z opieki społecznej, no ale w jej opowieściach dzieci skończą...Oxford, mimo,że miszkaja gdzies w robotniczej mieścinie i takie studia kosztują i trzeba byłoby mieć wybitne wyniki w nauce, aby tam się dostać. No i ona mimo braku matury też tam studiuje, mimo, że jedynym eurpoejskim krajem , który nie stosuje egzaminów maturalnym jest Hiszpania, a i tam, aby podjąć studia trzeba sie wykazać polską maturą.
Nie przekonasz i tak sobie myślę, czy w ogóle warto gadać..?
Nadesłane przez: castilla dnia 22-03-2011 07:57
...no i tak! "Oberwało" mi się na forum, że "zazdroszczę". Hmmm....
W tym kontekscie wypadałoby się zastanowić nad znaczeniem słowa: "zazdrość", a najlepiej zestawić z pojęciem "zawiści". Dla mnie to dwa pojęcia o zupełnie innym nacechowaniu emocjonalnym.
Bo tak sobie myślę...zazdrościć, to wcale nie jest żle. Gdy patrzę, że ktoś ma lepsze ode mnie osiągnięcia, więcej w życiu zdobył, myślę sobie: "Acha, lubię żeglarstwo, ale koleżanka pływała w Chorwacji". I co robię? Doprowadzam do tego, że też chcę w takim rejsie uczestniczyć, dązę do tego i ...osiągam! "Znajomi mają mieszkanie, czas i na mnie". Zbieram się , działam, decyduję i...mam! "No trzydziestka na karku, ile to można imprezować, żyć tylko dla siebie, czas na dziecko" No i udało się!
No tak, taka zazdrośc napędzająca jest dobra, bo patrzę na innych i mobilizuje mnie to do działania, a nie patrzę że sąsiad ma nowe auto, to niech mu "choć porysują", bo tu zaczyna się ZAWIŚĆ.
I taki był mój facet, zamiast przebić mnie w dążeniach, zaimponować, lepiej było to co mam ...krytykować, bo, jak mówił: "przede mną nie miałaś nic" No...na pewno nie miałam syna, ale żeby tak już nic?
No i dlatego to on sobie siedzi sam, w swojej złosci i zawiści, a ja zastanawiam się jak w tym roku spędzę wakacje z moim synem. Bo przecież już będzie miał 1,5 roku. "Kawał" chłopa! To i w wakacje więcej ciekawych rzeczy zrobić można...:)